"Dziennik Zachodni", nr 197, 24.08.1999


Droższe bilety, mniej kursów i uprzywilejowanych pasażerów

Widmo secesji

 

Na południu województwa śląskiego szykują się przykre dla pasażerów czerwonych autobusów zmiany. Wielu z nich dotąd nie wprowadzono nigdzie w Polsce. Nie wiadomo przy tym, czy zadowolą one władze kilku miast i gmin, które uznały, że komunikacja za dużo je kosztuje. Jeżeli nie, szeregi Międzygminnego Związku Komunikacyjnego w Jastrzębiu od stycznia znacznie się przerzedzą.

- Oby do tego nie doszło, bo grozi to wielkim bałaganem - obawia się Janusz Koper, szef zarządu MZK. - Gminy nie dogadają się np. w sprawie wspólnych biletów, bo nie da się ustalić, jakie gdzie będą wpływy ze sprzedaży. Każde miasto wprowadzi więc swój bilet, a pasażerowie pogubią się w tym rozgardiaszu i będą płacili kary. Pamiętam, co się działo , gdy z MZK odszedł Rybnik, chociaż w komunikacji autobusowej w regionie przybył wówczas tylko jeden nowy bilet.

MZK, który zrzesza 12 gmin - a obsługuje ich aż 17 w 9 powiatach - należy do związków komunalnych, gdzie powodów do skarg nie mają w zasadzie ani pasażerowie, ani przewoźnicy. Jest też jednym z najtańszych organizatorów komunikacji, a jednak zawisły nad nim czarne chmury. Już w 1997 roku zbuntował się Wodzisław, twierdząc, że na jego koszt podróżują mieszkańcy innych gmin. Władze grodu zagroziły wtedy, że wystąpią z MZK, jeśli nie będzie zmian w sposobie dotowania komunikacji. Teraz radni podjęli stosowną uchwałę, tak samo zrobiły Rydułtowy, Radlin, Pszów i Marklowice. Co ciekawe, gminy myślą o nowym związku, który uprawnienia organizatora - jak kontrola przejazdów, dystrybucja biletów itp. - przekazałby przewoźnikowi.

W MZK nie kryją zdumienia, bo jest to powrót do modelu, który działał do 1991 roku w WPK i nadal funkcjonuje m.in. w PKT Katowice. Zbuntowane gminy sądzą jednak, żew wyniku zabiegu będą dopłacały nie złotówkę do tzw. wozokilometra, jak jest teraz, ale 50 albo 60 groszy. W MZK twierdzą, że to nierealne, w dodatku jeśli samorządy przekażą przewoźnikom uprawnienia, nie będą wiedziały, ile komunikacja kosztuje.

- Jeżeli wprowadzimy zmiany, o których częścik myślimy od roku w związku z reformą administracyjną, oszczędności będą, ale nie takie, jakich gminy oczekują - podkreśla Janusz Koper. - Poszczególne władze lokalne powinny też wiedzieć, że teraz uderzymy w pasażera, a nie twierdzić, że coś przynosi straty. Tu bowiem już nie ma na czym oszczędzać!

Plany zakładają wzrost cen biletów o około 15 procent, ograniczenie liczby grup, którym przysługiwałyby bilety ulgowe lub darmowe, likwidację części linii. Są też propozycje nowych zasad dotacji. Część kwoty zależałaby od liczby wozokilometrów, a reszta - od liczby mieszkańców lub dochodów gmin. Wodzisław na tym zyska, ale inni stracą. Nie wiadomo więc, co będzie, kiedy poszczególne samorządy zapoznają się z tymi propozycjami.

Z trwogą na finał sprawy czekają przewoźnicy. Nie wiadomo, kto wygra przetarg, który musiałby przeprowadzić nowy związek, bo nikt nie wie, na jakich zasadach wszystko się odbędzie. Jeśli ze związku wystąpi PKM Jastrzębie - główny przewoźnik MZK - 200 ludzi z zajezdni w Wodzisławiu zostanie bez pracy. Z niepokojem temu zamieszaniu przyglądają się mieszkańcy. Dotąd zresztą nie pogodzili się z likwidacją ulg dla żon emerytów i rencistów, które zniesiono w grudniu uchwałą Walnego Zgromadzenia MZK, czyli przedstawicieli gmin. - A takie ulgi są wszędzie - żali się nasz czytelnik z Radlina. - Niedawno informał o tym "Dziennik Zachodni" w rubryce "Poczta DZ"! Teraz nie dość, że będzie drożej, to jeszcze w wielu miejscach może jeździć jeden autobus na krzyż!

Pasażer jednak nie ma się gdzie odwoływać. Ulgi były wymuszane drobnymi dotacjami rządu, których teraz nie ma. Sejmik Samorządowy dopłaca 15 groszy do wozokilometra, który kosztuje ok. 3 zł, więc kwota jest symboliczna, w dodatku obowiązuje jedynie na liniach międzypowiatowych. Z kolei samorządy drugiego szczebla - choć do ich kompetencji należy także zajmowanie się sprawami komunikacyjnymi - nie otrzymały na to ani grosza. Za połączenia miejskie odpowiadają więc tylko gminy, które płacą tyle, ile uznają za stosowne. Ile zechcą płacić wodzisławskiego powiatu, okaże się już na początku września.

Elżbieta Piersiakowa