"Dziennik Zachodni" nr 203, 31.08.1999


W aglomeracji śląskiej potrzebny jest jeden organizator transportu

Tramwaje na bocznicę?

Rozmowa z ZYGMUNTEM FRANKIEWICZEM, prezydentem Gliwic i członkiem Zarządu KZK GOP

 

- Na jednej z sesji Rady Miejskiej kilka miesięcy temu powiedział pan, że należy odłożyć na bok sentymenty i przyjrzeć się kosztom i celowości opłacania przez gminy Przedsiębiorstwa Komunikacji Tramwajowej. Zaproponował pan wówczas dość czytelny sposób rozwiązania problemów tego przedsiębiorstwa, który jednak został oprotestowany przez związkowców.

- Gdy PKT na początku tego roku nie otrzymało dotacji od rządu i dość agresywnie domagało się tych środków od gmin, wszyscy decydenci w regionie uświadomili sobie, że sytuacja w komunikacji tramwajowej jest absurdalna. Głośno powiedziano m.in., że PKT organizuje komunikację, a nie powinno, bo nie ma do tego żadnych ustawowych uprawnień. Tymczasem Przedsiębiorstwo samo ustalało taryfy, rozkłady jazdy, zajmowało się sprzedażą biletów. Teraz wiadomo, że mają to robić samorządy. Aby komunikacja tramwajowa zaczęła sprawnie funkcjonować, potrzebny jest organizator, instytucja reprezentująca pasażerów, decydująca gdzie trzeba jechać, jak często i za jaką cenę. W przypadku PKT bardzo niekorzystne jest połączenie zarządzania z wykonawstwem usług. Firma ta jest jakby obok miasta - nie ma ono wpływu na to, co się w niej dzieje. Ze wstępnej oceny wynika natomiast, że najkorzystniej ze względów ekonomicznych byłoby wykorzystać już istniejącą instytucję, jedyną przygotowaną do prowadzenia komunikacji w szerokim pojęciu tego słowa, czyli Komunikacyjny Związek Komunalny GOP. Powierzenie mu obowiązków organizacji komunikacji tramwajowej nie spowoduje znaczącego wzrostu kosztów, a tym samym nie obciąży pasażerów.

- Gminy, które mają swoje udziały w KZK GOP, po przejęciu tramwajów miałyby również dofinansowywać państwowego molocha. Według jakich zasad, przecież nie we wszystkich tych miastach biegną linie tramwajowe?

- Współfinansowanie powinien zapewnić samorząd odpowiedniego szczebla w zależności od tego, czy komunikacja przebiega na terenie gminy, powiatu czy województwa. To czytelny układ. Jeśli Gliwice uznają, że nie mają pieniędzy na finansowanie tramwajów, połączenie po prostu zniknie lub zostanie ograniczone między Zabrzem a Wójtową Wsią. W przypadku komunikacji autobusowej 70% pieniędzy bierze się ze sprzedaży biletów, reszta z dotacji. W komunikacji tramwajowej proporcje te są odwrotne: 60% kosztów pokrywane było z dotacji, której teraz zabrakło, reszta to wpływy z biletów. W porównaniu z Warszawą katowickie przedsiębiorstwo ma dwukrotnie większe zatrudnienie. Sieć elektryczna nie jest zautomatyzowana, a napięcie w niej jest regulowane ręcznie. W innych firmach tramwajowych w Polsce zadania te wykonują urządzenia elektryczne, a w PKT utrzymuje się etaty. Gdyby wcześniej poczyniono inwestycje, poniesione nań nakłady już dawno by się zwróciły. To musi się zmienić, a decyzje dotyczące dalszego funkcjonowania każdej linii powinny być racjonalne. Wydajemy przecież publiczny grosz, a w takich przypadkach nie możemy kierować się sentymentami.

- Mówi pan, że tramwaje "wożą powietrze". Skąd takie przekonanie?

- Gdy PKT wysunęło wobec gmin żądania finansowe, na terenie Gliwic przeprowadzono wyrywkowe badania. PKT wzięło sobie krytykę do serca i ograniczyło ilość wozów. Dzięki temu w weekendy zamiast dwóch kursuje jeden wóz. W sobotę do południa ten jeden się nawet przepełnia, a w niedzielę jedzie już pusty.

- KZK GOP przyjął już uchwałę intencyjną, w myśl której stałby się organizatorem również tramwajowej komunikacji. Do kogo należy następny ruch?

- Dopiero brak finansowania otworzył oczy na tragiczną sytuację PKT. Kiedy w całym kraju przedsiębiorstwa tramwajowe komunalizowano, w Katowicach nikt o tym nie myślał. Obudzono się pół roku temu, zaczęto prowadzić rozmowy na ten temat. I nic, żadnego postępu. W ten sposób można zniszczyć każde przedsiębiorstwo, a co dopiero tak słabe, jak PKT. Od podejmowania takich decyzji jest rząd i wojewoda. Jeżeli zmiany nie nastąpią do końca roku, może dojść do krachu, a więc unieruchomienia tramwajów.

Rozmawiała: Joanna Heler