"Dziennik Zachodni", Nr 260 z dnia 6 listopada 1999 roku


Czy w przyszłym roku będzie zintegrowana komunikacja?

Tramwaje na zwrotnicy

 

Załamie się komunikacja publiczna w regionie, godzinami będziemy grzęznąć w korkach, udusimy się od spalin - taki jest czarny scenariusz po 1 stycznia 2000 roku, gdyby tramwaje przestały kursować.

Taka groźba jest realna, gdyby nie doszło do połączenia komunikacji autobusowej i tramwajowej. Lada dzień rozstrzygnie się, czy samorząd wojewódzki i gminy uratują poczciwe tramwaje, które ledwie zipią.

Cień szansy pojawił się, gdy padły głosy, że tylko zintegrowany system komunikacji autobusów z tramwajami może uratować te ostatnie. Zyskać mają pasażerowie, choć wspólny bilet ma być droższy, ale tramwaje nie znikną i omijając korki będzimy mogli podróżować szybciej niż autobusami, a powietrze nie będzie ciężkie od spalin. Ostatnio sytuacja była kuriozalna - kursy między godz. 5. a 18. dotował samorząd wojewódzki, a od 18. do 5. Przedsiębiorstwo Komunikacji Tramwajowej jeździło bez zysków, aby tylko przeżyć, czyli zapłacić za prąd, drobne remonty i zagwarantować pensje pracownikom.

- Jeśli od stycznia przyszłego roku nie będziemy uczestniczyli w zintegrowanym systemie komunikacji będzie to koniec tramwajów w regionie - mówi Wojciech Kulawiak, dyrektor PKT w Katowicach. - Nie zapłacimy za energię elektryczną.

Katastrofa tramwajów wynika po części ze "śląskiego eksperymentu" - chyba żaden tak duży region na świecie nie zdecydował się na wyeliminowanie wspólnego zarządzania komunikacją./p>

Przedstawiciele rządu, samorządu wojewódzkiego i gminy nie wyobrażają sobie, aby komunikacja mająca walor ekologiczny miała zniknąć, ale nikt nie kwapi się aby sięgnąć do kieszeni. Tymczasem wpływy z biletów sięgają blisko 50 procent kosztów. To oznacza, że drugie tyle trzeba dołożyć.

Na ten rok Zarząd Województwa Śląskiego przeznaczył 36 milionów złotych na PKT. W budżecie państwa na 2000 rok nie zapisano na tramwaje ani złotówki. Warszawa powtarza uparcie - damy tylko wtedy, gdy sami sobie pomożecie. Zresztą rząd ma atut w ręce. Zgodnie z ustawą kompetencyjną komunikacja publiczna należy do zadań samorządów.

- Zawieszenie linii tramwajowych, które przebiegają przez Katowice sparaliżowałoby miasto - mówi Waldemar Bojarun, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Katowicach. - To byłby dramat.

Samorządy domagają się jednak od Przedsiębiorstwa Komunikacji Tramwajowej rzetelnej analizy - chcą wiedzieć, ilu mieszkańców i jakich miast korzysta z konkretnych linii tramwajowych.

- Nie można ściśle ustalić, kto jeździ tramwajami, tak jak nie można powiedzieć kto chodzi po ulicach Chorzowa czy Bytomia - mówi Jerzy Sznajder, pełnomocnik dyrektora katowickiego PKT. - Potrzebna jest dobra wola. Np. Chorzów i Świętochłowice taką wolę wykazują, ale np. w Dąbrowie Górniczej i Mysłowicach jest gorzej.

Tramwaje w regionie może uratować tylko system zintegrowanej komunikacji.

- Jesteśmy gotowi przystać na taką propozycję, ale trzeba uzgodnić warunki współpracy - zastrzega Paweł Barteczko, rzecznik prasowy Komunikacyjnego Zwązku Komunalnego GOP w Katowicach.

KZK GOP podjął uchwałę o przejęciu komunikacji tramwajowej po 1 stycznia 2000 roku. PKT byłby nadal samodzielnym przedsiębiorstwem, który świadczyłby usługi komunikacyjne. KZK GOP wykupywałby konkretne linie. Problem tkwi w tym, w jaki sposób się rozliczać? Czy będą cięcia po liniach?

Gdyby mariaż tramwajów z autobusami się udał pasażerów czekają niespodzianki. Otrzymają wspólny bilet na autobusy i tramwaje - to z pewnością ułatwi poruszanie się po miastach regionu. Bilet będzie jednak trochę droższy. Niektóre linie autobusowe albo tramwajowe, które będą obsługiwane przez KZK GOP będą zlikwidowane. Równolegle z "szóstką" PKT między Katowicami a Bytomiem i "czwórką" w Gliwicach kursują autobusy.

- Chodzi przecież o to, żeby linie się nie dublowały - twierdzą w KZK GOP.

PKT staje tu w roli proszącego, ale przecież nie na klęczkach - nikt rozsądny nie zlikwiduje linii, które są komunikacyjnym nerwem regionu. Przedstawiciele KZK GOP zaproszenie PKT do współpracy uzależniają jednak od sumy dotacji samorządu wojewódzkiego. Oczekiwania na 2000 rok są bardzo konkretne - sięgają prawie 48,5 milionów złotych.

- Możemy zaproponować 25 milionów złotych dotacji do zintegrowanego systemu - mówi Lucjan Kępka, członek Zarządu Województwa Śląskiego.

Nadal wielką niewiadomą jest wsparcie samorządów. Zdaniem przedstawicieli PKT proporcje dotacji byłyby najlepsze, gdyby 60 proc. dawały gminy a 40 proc. samorząd wojewódzki.

Jacek Derek