"Gazeta w Katowicach" Nr 100 z 28 kwietnia 2000 roku - "Magazynek Śląski"


Co może być największą atrakcją turystyczną Śląsa? Zamek w Pszczynie, Sztolnia Czarnego Pstrąga?
Nie. Tramwaje. Nawet zagraniczni turyści przyjeżdżają je podziwiać.

Jazda z mijankami

 

Specjalną wycieczkę tramwajową po Śląsku zorganizowano już kilka lat temu dla grupy niemieckich miłośników tramwajów. Niedawno śląskie pętle i mijanki podziwiali Czesi. - Naszą sieć często zwiedzają też indywidualni turyści. Robią zdjęcia, kręcą się pod zajezdniami, rozmawiają z motornicznymi - mówi Rafał Bąk ze śląskiego Klubu Miłośników Transportu Miejskiego. Co przyciąga turystów? Czyżby u siebie nie mieli podobnych atrakcji? Okazuje się, że nasz region jest pod tym względem unikatowy. Mamy najkrótszą linie w Europie, tramwajowy wąwóz, trójkątną pętlę...

Mało kto w naszym regionie to wszystko wie. Tymczasem nie tylko w Barcelonie, gdzie jeździ słynny błękitny tramwaj, ale nawet w Grudziądzu specjalną atrakcją dla turystów jest przejazd zabytkowym tramwajem. Dodajmy, że równie zabytkowy wciąż wozi pasażerów na bytomskiej linii 38. Tylko turyści o tym nie wiedzą. Postanowiliśmy zobaczyć miejsca, które przyciągają zagranicznych turystów. Zwiedzanie zajęło nam prawie 8 godzin. Jednak prawdziwy miłośnik poświęciłby na to więcej czasu. W końcu on poruszałby się tramwajem, a nie, tak jak my, samochodem.

Wojenny tramwaj

Zaczynamy od Bytomia. Przejeżdżający tramwajem przez miasto z pewnością zwróci uwagę na stare kamienice, do których ścian przymocowano przewody trakcji. Ale to nie wszystko. Wystarczy wysiąść z tramwaju na pl.Sikorskiego i przejść kilkaset metrów pod kościół św.Trójcy. Tam znajduje się jeden z końców najkrótszej linii tramwajowej w Europie. Linia nr 38 ma zaledwie 1300 m. Prowadzi wzdłuż ulicy Piekarskiej. Obsługuje ją niesamowity, bo pochodzący z lat 50. tramwaj typu N. Równie zasłużonej maszyny, pozostającej w czynnej służbie, nie znajdzie się już nigdzie w Polsce. - Ten tramwaj powstał na bazie niemieckich tramwajów KSW, projektowanych specjalnie na czas wojny. Mają np. bardzo szerokie drzwi, umożliwiające podczas nalotu bombowego szybką ucieczkę pasażerów. Po wojnie produkowano je w Konstalu. Przez długi czas jeździły po torach Śląska - mówi Robert Blicharz z KMTM, który wraz z Rafałem Bąkiem i Michałem Nowarą wtajemnicza mnie w atrakcje śląskiej sieci tramwajowej. Na pierwszy rzut oka widać, że tzw. enka niczym nie przypomina dzisiejszych tramwajów. Drzwi trzeba w niej otwierać ręcznie, sygnały do odjazdu motorniczy daje zwykłym dzwonkiem, a gdy tramwaj dojedzie do końca linii, motorniczy przechodzi po prostu na drugi koniec tramwaju i jedzie w przeciwnym kierunku. Linię 38 obsługują dwa wozy. Jeden jeździ na trasie, a drugi czeka w rezerwie. W latach 80. linię likwidowano. Wtedy mieszkańcy okolicznych kamienic zbuntowali się. Władze ustąpiły i "enki" wróciły na tory.

Pętla czterech wiatrów

Z Bytomia jedziemy do Rudy Śląskiej Chebzia. To miejsce również przyciąga miłośników tramwajów jak magnes. Znajduje się tam bardzo ciekawa pętla tramwajowa. - Wagony wjeżdżają na aż z czterech kierunków. Tu spotykają się bowiem tramwaje z czterech zajezdni - wyjaśnia Nowara. Na pętli panuje spory tłok. Tramwaje ruszają jeden za drugim, a po chwili na opuszczone miejsce wjeżdżają następne. W Chebziu intrygują też szyny, które splatają się i rozchodzą w kilku miejscach. Z pętli w każdym kierunku odchodzi po jednym torze. To znaczy, że tramwaje muszą czekać, aż nadjedzie tramwaj z przeciwka i zwolni tor. Ruch jest sterowany ręcznie. By zająć tor, motorniczy musi wysiąść z tramwaju i przekręcić kluczyk w skrzyneczce sygnalizacyjnej. W ten sposób gasi światło w tej i innej skrzyneczce, po drugiej stronie mijanki. Następnie motorniczy musi czekać, aż światło zapali się ponownie. Uroku dodają pętli rosnące przy niej drzewa i krzewy. Wiosną to miejsce sprawia wrażenie parku dla tramwajów.

Jeszcze bardziej zielono jest przy tzw. wąwozie, położonym kilkaset metrów dalej, przy linii Bytom - Zabrze. "Wąwóz" to unikatowe miejsce, gdzie tramwaje zjeżdżają kilka metrów poniżej poziomu jezdni. - Wszystko przez tory kolejowe - wyjaśnia Blicharz. - Zastanawiano się jak poprowadzić tu tramwaj. W końcu zdecydowano, że tor tramwajowy pobiegnie "wąwozem", a pociągi jeździć będą po wiadukcie. Droga dla samochodów miała iść górą i normalnie przecinać tory kolejowe. Tramwaje, wjeżdżając do "wąwozu", muszą zwalniać. W miarę zagłębiania zniża się pantograf. Gdy dojeżdżają do wiaduktu kolejowego, jest już prawie całkiem złożony. Gdy tramwaj przejeżdża przez wiadukt, między nim a filarami wiaduktu jest zaledwie kilkanaście centymetrów. - To jedno z najpiękniejszych miejsc w naszej sieci, ale też bardzo niebezpieczne. Kiedyś były tu nawet tablice zabraniające chodzenia po torach - mówi Bąk.

Wagonem koło obory

Kolejnym ciekawym miejscem jest zajezdnia w Chorzowie Batorym, najstarsza na Śląsku - ma 72 lata. Budynki i hale wagonowni wzniesiono z klinkierowej cegły. W środku obecnie remontuje się wagony. Poza tym garażują tu tramwaje służące do obsługi technicznej. Można zobaczyć tramwaj 102 [13N - przyp. JJ] przerobiony na dźwig, albo "enki" służace do odśnieżania torów (jedna jest zaopatrzona w zwykły pług, a dwie inne w wirujące stalowe szczotki). Jest nawet niezwykły tramwaj spalinowy, którego używa się w razie awarii trakcji.

Z Chorzowa jedziemy do Katowic Szopienic. Tam, w pobliżu tzw. pętli Chemicznej (koło huty Szopienice) jest bardzo dziwna mijanka, która przypomina kształtem literę Y. To jedyne miejsce w Polsce, gdzie trzy dwutorowe odcinki szyn zbiegają się w jeden jednotorowy.

W Mysłowicach tramwaje linii 14 jeżdżą krętymi uliczkami miasta. Najładniej wygląda to na ulicy Bytomskiej. Tramwaje pną się pod górkę po wyłożonej prawdziwym brukiem uliczce mijając stare kamieniczki. Z Mysłowic jedziemy do Sosnowca. Tam na ul.Okrzei można zobaczyć kolejną ciekawostkę. Zamiast pętli tramwaje zawracają na tzw. trójkącie. Tu jednak jazda jest trochę bardziej skomplikowana. By zawrócić, tramwaj musi dwa razy zmienić kierunek jazdy. Po pętli po prostu jedzie się tylko w jedną stronę.

Ostatnie miejsce, które odwiedziliśmy, najmniej przypomina Śląsk [Zagłębie - przyp. JJ]. Tutaj tory biegną przez... pola i łąki. Mowa o linii Będzin - Wojkowice Żychcice, obsługiwanej przez tramwaje linii 25. - Gdy pierwszy raz jechałem tu tramwajem, wystraszyłem się, że zaraz wjedziemy do obory - żartuje Blicharz. Rzeczywiście, z okien tramwajów można podziwać wiejskie plenery i stok wzgórza Dorotka, największego wzniesienia w okolicy. Moi przewodnicy opowiadają, że tramwaje dowoziły tu ludzi do wojkowickiej kopalni i cementowni. Teraz, gdy ciężki przemysł podupadł, kursują tu rzadko, co pół godziny. Na tej linii obowiązuje sztywny rozkład jazdy. Z Żychcic do Będzina prowadzi jeden tor z mijankami, w ogóle nie ma sygnalizacji i motorniczy, by nie zderzyć się czołowo z innym tramwajem, musi ściśle przestrzegać rozkładu.

Wcześniej niż w Warszawie

Śląsk ma ponadstuletnią tramwajową tradycję. Elektryczne tramwaje jeździły tu już wtedy, gdy po ulicach Warszawy wciąż jeszcze kursowały wyłącznie konne. Władze gmin wydają się jednak nie być zainteresowane pielęgnowaniem tej tradycji. Na Zachodzie zakłada się muzea tramwajów, któe odwiedzają co roku tysiące turystów. A u nas? Zabytkowych wagonów jest coraz mniej, sporo trafiło na złom. Członkowie Klubu Miłośników Transportu Miejskiego chcą ocalić, co się jeszcze da. W zajezdni w Chorzowie Batorym na lepsze czasy czeka kolejny tramwaj typu N. Miłośnicy mają zamiar go wyremontować i przywrócić mu oryginalny wygląd. Tak jak "enki" z lat 50. będzie miał jeden duży reflektor, dębowe ławki i oryginalny pantograf z tamtych czasów. Niestety, na remont potrzeba około 80 - 100 tysięcy złotych. Gdyby się jednak udało, staromodny tramwaj mógłby wozić ludzi do Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku...

Bartosz T. Wieliński

ZE STARYCH GAZET

Uliczna kolej parowa

Berlińska firma Kramer i Sp. zamierza wybudować kolej uliczną prowadzącą z Bytomia przez Miejską Dąbrowę do Suchej Góry, Rudnych Piekar, Tarnowskich Gór, Nakład, Świerklańca, Kozłowej Góry i do Piekar, skąd znowu jest połączenie z istniejącą już od dawniej linią do Gliwic. Magistrat miasta Bytomia udzielił już swego czasu pozwolenia na prowadzenie kolei przez obszar miejski aż do granic powiatu tarnogórskiego. Zamiarowi oparł się dopiero protest hrabiego Donnersmarcka ze Świerklańca, który jednak obecnie cofnął protest, tak że wybudowanie kolei nie napotka na żadne trudności. Kolej ta była dla ludności bardzo porządana, a dla przedsiębiorstwa korzystną, gdyż w tej stronie znajdują się dość liczne kopalnie. Na kolei zyskałaby także okolica pod wieloma względami.

"Dziennik Górnośląski" - 4.03.1898r.

Zanim na Górnym Śląsku pojawiły się tramwaje elektryczne, pod koniec XIX wieku trasy łączące miejscowości obsługiwała pasażerska kolej wąskotorowa o napędzie parowym. (Zebrał RB)