"Gazeta w Katowicach", Nr 262 z 9 listopada 2000 roku


WĄSKOTORÓWKI. Likwidacja linii, zwalnianie kolejarzy.

Grząsko na wąskim

 

Trudno dziś sobie wyobrazić Śląsk bez wąskotorówki. "Gazeta" dowiedziała się jednak, że 750 pracowników kolei wąskotorowych w Polsce dostanie wymówienia z pracy. Śląscy związkowcy ogłosili wczoraj pogotowie strajkowe.

Śląscy kolejarze nawet nie chcą sobie wyobrażać likwidacji wąskotorówek (autor zdjęcia: Grzegorz Celejewski) - Nikt na Śląsku nie wyobraża sobie likwidacji wąskotorówki. Ale jeśli nikt nam nie pomoże, staniemy w połowie przyszłego roku - mówi Ryszard Reichel, naczelnik Wydziału Zamiejscowego Kolei Dojazdowych w Bytomiu.

Likwidują unikat

Warszawska dyrekcja KD, na wniosek zarządu PKP, postawiła już bytomski wydział w stan likwidacji. Górnośląskim Kolejom Wąskotorowym - unikatowym w skali światowej i najstarszym tego typu liniom w Europie (mają 149 lat) - grozi degradacja.

Od kilku lat śląska wąskotorówka jest wielką atrakcją turystyczną regionu. Choć z 92 km czynnych jest dziś zaledwie 31 km, co roku od czerwca do września z kolejki między Siemianowicami Śląskimi a Tarnowskimi Górami korzysta ok. 30 tys. osób. Jeśli tylko dopisuje pogoda, trudno się do niej wcisnąć.

Jej atrakcyjność to nie tylko unikatowy wąski tor, małe wagoniki i ekskluzywna salonka z 1912 r. Kolejka wozi ludzi przez tereny zwykle niedostępne dla zwiedzających. Tak jest z chorzowskim rezerwatem ptactwa wodnego Żabie Doły, gdzie zadomowiły się m.in. bączki, najmniejsze czaple na świecie.

Trasa kolejki przebiega także przez piękne tereny Dąbrowy Miejskiej, obok rezerwatu bukowego Seget, zabytkowej kopalni w Reptach, skansenu maszyn parowych w Tarnowskich Górach, prowadzi także nad oblegany latem zalew Chechło.

Wąskotorówka na Śląsku to także nieczynna, ale wpisana do rejestru zabytków linia Gliwice - Rudy. Złodzieje rozkradli już na tym odcinku kilka kilometrów szyn i kradną dalej. Linii pilnują dziś członkowie katowickiego Stowarzyszenia Miłośników Kolei, którzy jednocześnie ją odbudowują. Żaden z nich, gdy dowiedział się od nas o planach likwidacji wąskotorówki, nie chciał w to wierzyć.

Kosztowne płace

Ale kolejka ma kłopoty, bo z roku na rok przewozi coraz mniej węgla. W ten sposób na siebie zarabiała. W tym roku przewiezie ok. 100 tys. t. Zysk z przewozów pokrywa zaledwie 40 proc. kosztów funkcjonowania kolejki.

- Ale elektrownia Chorzów chce w latach 2001-2002 zwiększyć dostawy kolejką do 180 tys. t - zapowiada Reichel.

Naczelnik przyznaje, że ponad 50 proc. kosztów kolejki to płace dla pracowników. Jego zdaniem ze 100 pracowników wystarczy 50, by w 2002 r. kolejka zaczęła przynosić zyski. Ale wypowiedzenia mają dostać wszyscy pracownicy.

750 wymówień

Roman Hajdrowski, rzecznik zarządu PKP: - Ponieważ działalność kolei dojazdowych jest głęboko deficytowa i ma charakter lokalny, dlatego prowadzimy rozmowy, by przejęły ją lokalne władze.

- Nikt z dyrekcji PKP z nami o wąskotorówkach nie rozmawiał. W tej sprawie zwróciło się do nas jedynie Stowarzyszenie Miłośników Kolei - mówi Lucjan Kępka, wicemarszałek województwa śląskiego. Jego zdaniem nie ma szans na to, by województwo dokładało do wąskotorówek. Przejazdy turystyczne to działalność komercyjna, do której samorząd nie ma prawa. Przewozy przemysłowe to sprawa zainteresowanych nimi fabryk i zakładów.

Nie udało nam się wczoraj skontaktować z Włodzimierzem Narczykiem, dyrektorem KD, który według współpracowników jeździ właśnie po Polsce i namawia samorządy do przejęcia kolei dojazdowych.

Według Hajdrowskiego, jeśli na przejęcie wąskotorówek zgodzą się samorządy wojewódzkie, to przejmą je razem z pracownikami. Jeśli nie, linie zostaną zlikwidowane, a pracownicy zwolnieni. Niektórzy (zgodnie z ustawą o restrukturyzacji i komercjalizacji PKP) otrzymają odprawy, inni zostaną objęci planem aktywizacji zawodowej.

Pragnący zachować anonimowość pracownik dyrekcji KD w Warszawie zdradził nam wczoraj, że wnioski o zawieszanie przewozów na wąskotorówkach już są jednak uzgadniane, zaś do końca marca wymówienia z pracy otrzyma 750 z ok. 800 pracowników KD.

Nie odpuścimy

- Te 750 to pracujący przy samych liniach. Pozostałych 50 to pracownicy dyrekcji KD - mówi Grzegorz Tochowicz, przewodniczący największego na Śląsku Związku Zawodowego Kolejarzy Śląskich.

Związkowcy domagają się odwołania dyrektora Narczyka, który zdecydował o postawieniu w stan likwidacji bytomskiego wydziału. Wczoraj w Bytomiu ogłosili pogotowie strajkowe. - Nie cofniemy się nawet przed strajkiem na całym Śląsku - ostrzegło prezydium związku.

Zdaniem Tochowicza decyzja o likwidacji jest niedopuszczalna, bo bytomski wydział ma najlepsze w kraju wyniki finansowe, lepsze od wielu zakładów normalnotorowych. - Musimy też wziąć pod uwagę ekologię. Likwidacja wąskotorówki to dodatkowo co najmniej 10 tys. ciężarówek z węglem rocznie, które wjadą do centrów śląskich miast - mówi Tochowicz.

Związkowcy mówią, że nie trzeba likwidować najlepszych wąskotorówek w kraju, bo po restrukturyzacji można by na nich świetnie zarabiać. Propozycje tworzenia spółek pracowniczych trafiają jednak w próżnię. - Słyszymy od dyrektora Narczyka: ja nie jestem menedżerem, jestem likwidatorem - dodaje przewodniczący.

Piotr Purzyński